Dziennikarze jednej z wiodących w Polsce stacji telewizyjnych ujawnili do wiadomości publicznej projekt umowy zbycia 1/3 udziałów w Rafinerii Gdańskiej. Nie znamy ostatecznych zapisów umowy zawartej z Saudi Aramco. Możemy jednak założyć, że nie różnią się znacząco od tych z projektu. Wskazuje na to chociażby fakt, że Orlen nie zaprzeczył, że porozumienie zawiera poddawane w wątpliwość zapisy. Umowa ta jest bezpośrednio związana z bezpieczeństwem energetycznym kraju. Głos w tej sprawie zabrało już kilku specjalistów. Wszyscy zgodnie podkreślają, że „wygrany” jest tylko jeden i nie jest nim interes państwa Polskiego.
Umowa z Saudi Aramco
Saudi Aramco jest światowym gigantem paliwowym. Na mocy umowy podpisanej pod koniec listopada z Orlenem Saudyjczycy stali się wałścicielami 1/3 udziałów w Rafinerii Gdańskiej. Do sprawy zdążył już się donieść Janusz Steinhoff – były minister gospodarki. Przewodniczący Gospodarczego Gabinetu Cieni podważa zasadność połączenia się Orlenu z Lotosem. Zwraca przy tym uwagę, że państwo powinno raczej dbać o właściwą konkurencję na rynku, a nie doprowadzać do powstawania monopolisty. Ponadto nawiązując do nieco dziwnych działań Orlenu, takich jak przejęcie Polska Press przywołuje przykład Gazpromu. Rosyjska spółka stała się narzędziem, który na zlecenie Putina przejmuje spółki zupełnie nie związane z pierwotnie prowadzoną działalnością.
Problem z udziałami i karami
Duże wątpliwości budzi kwestia możliwego dalszego zbycia udziałów przez Saudi Aramco. Wprawdzie zapisy umowy mają przeciwdziałać niekontrolowanemu zbyciu udziałów, jednakże kluczowym wydaje się być słowo „niekontrolowane”. Specjaliści wskazują bowiem na to, że możliwe jest zwykłe poinformowanie o sprzedaży aby zapis ten niejako obejść. Natomiast w takiej sytuacji Orlen nie będzie miał szans zablokować transakcję nawet jeśli z jakiś względów uzna podmiot nabywający za niewłaściwy. Innym problemem jest zapis o karze umownej. Po pierwsze, przewyższa ona znacznie wartość transakcji. Po drugie strona polska z góry całą jej wysokość uznaje za zasadną. Jest to raczej niespotykana praktyka. Zazwyczaj jej faktyczna wartość jest ustalana proporcjonalnie do stopnia niedotrzymania zapisów umowy.