Zniesmaczeni i zmartwieni, polscy pszczelarze przewidują, że ich branża może odczuć negatywne skutki związane z obecnym stanem rynku, który zdecydowanie nie sprzyja produkcji miodu. Z drugiej strony, Polska Izba Miodu podkreśla, że populacja rodzin pszczelich w Polsce jest na porównywalnym poziomie co w Stanach Zjednoczonych, kraju o powierzchni większej o 30-krotnie. Przemysław Rujna, sekretarz generalny tej organizacji, cytowany przez Wirtualną Polskę, podkreślił ogrom naszego kraju w kontekście pszczelarstwa.
Pszczelarze są jednak wyraźnie rozgoryczeni sytuacją bieżącego roku. Obecne dofinansowania do zakupu środków transportowych oraz sprzętu służącego do przewozu uli są ich zdaniem zdecydowanie za niskie. Hanna Idziorek, prezes rejonowego koła pszczelarzy z Białegostoku, w rozmowie z Wirtualną Polską określiła obecne dopłaty jako „śmiesznie niskie” i „nieporozumienie”.
Czytelnym przykładem jest historia bartnika, który musiał pokryć koszty zakupu wózka do przewozu uli w wysokości 8 tys. zł. Dopłaty z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa wyniosły jedynie 150 zł. Tak niskie wsparcie finansowe sprawia, że wielu właścicieli pasiek zaczyna twierdzić, że produkcja miodu staje się coraz mniej opłacalna.
Wielu pszczelarzy rozważa nawet likwidację swoich pasiek, mając na uwadze nie tylko niedostateczne dofinansowania, ale także malejący popyt na polski miód. Na rynku coraz częściej pojawiają się tańsze produkty z Ukrainy czy Chin, określane przez pszczelarzy jako „miód techniczny”, które zagrażają stabilności rynku miodowego. Dr Tomasz Białas, dyrektor Biura Strategii i Kontroli Wewnętrznej w Głównym Inspektoracie Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, podkreślił jednak w rozmowie z Wirtualną Polską, że termin „miód techniczny” nie jest oficjalnie stosowany w przepisach.