Według analizy opublikowanej przez „Politico”, Donald Trump, aby zgodzić się na kontynuację członkostwa USA w NATO, może nie tylko wymagać od europejskich partnerów znaczącego wzrostu inwestycji w obronność, ale także – według Dana Caldwella, eksperta ds. obronności dobrze zorientowanego w poglądach kluczowych doradców Trumpa w sprawach bezpieczeństwa – podjąć „radykalną reorientację NATO”.

Pod administracją Trumpa, czy USA zrezygnują z roli głównego obrońcy Europy? „Nie mamy już innego wyboru” – twierdzi Caldwell w rozmowie z „Politico”, zwracając uwagę na coraz większe zadłużenie USA, malejącą liczbę osób skłonnych do służby wojskowej oraz ograniczoną zdolność amerykańskiego sektora obrony do równoczesnego radzenia sobie z zagrożeniami ze strony Rosji i Chin.

Zdaniem były urzędników i specjalistów ds. obronności biorących udział w dyskusji na temat potencjalnej polityki administracji Trumpa wobec bezpieczeństwa Europy, USA nadal będą utrzymywać „nuklearny parasol” nad Europą, utrzymując swoje bazy lotnicze i siły powietrzne w Niemczech, Anglii i Turcji, a także siły morskie. Jednakże, zgodnie z tym podejściem, Europa powinna przejąć pełną odpowiedzialność za obronę lądową, w tym piechotę, siły pancerne, artylerię i logistykę.

W efekcie rola Stanów Zjednoczonych w obronie Europy uległaby zmniejszeniu – z podmiotu dostarczającego największą moc ognia na kontynencie, USA stałyby się „podmiotem zapewniającym wsparcie tylko w sytuacji kryzysowej” – mówi Caldwell. Ostatnio był on doradcą Russela Voughta, byłego urzędnika administracji Trumpa, który planuje objąć kluczową rolę w administracji byłego prezydenta, jeśli ten wygra wybory 5 listopada.

Jednym z elementów zmiany NATO ma być wprowadzenie dwóch rodzajów członkostwa. Pierwszy taki pomysł przedstawił emerytowany generał Keith Kellogg, sugerując, że kraje nie inwestujące 2% PKB w obronność mogłyby liczyć na ograniczone gwarancje bezpieczeństwa ze strony USA. Osoby z otoczenia Trumpa twierdzą jednak, że taka zmiana nie naruszałaby artykułu 5 Traktatu Północnoatlantyckiego, ponieważ jest on interpretowany „elastycznie” i nie wymaga wysyłania wojsk na odsiecz w przypadku ataku na jednego z członków NATO.