Michał Probierz, postać znana z treningowych prowizorek, niejednokrotnie zaskakuje swoimi nietypowymi wyborami. W jednym z takich przypadków, podczas po-meczowej konferencji prasowej w ramach naszej Ekstraklasy, pokazał swoje umiejętności językowe, przemawiając po niemiecku na wzór Jürgena Kloppa z Borussii Dortmund. Ta sytuacja była dowodem na jego zamiłowanie do niemieckiego futbolu, a konkretnie jego klasycznej odsłony.

Jednakże, obserwując karierę Probierza, można odnieść wrażenie, że jest to trener idealnie wpasowujący się w burzliwe czasy, które przeżywamy. Często stanowi on obrońcę polskich szkoleniowców na rodzimym gruncie, domaga się szacunku dla polskich trenerów i apeluje o zaprzestanie ich dyskredytacji tylko dlatego, że są Polakami. Pamiętne są jego słowa: „nie róbmy z polskich trenerów debili tylko dlatego, że są Polakami”. To zdanie, choć nie układa się w rymy jak fraszki ukochanego przez Probierza Sztaudyngera, stało się dla niego złotą myślą, którą łatwo byłoby przekształcić w sentencję.

W kontekście Probierza można zauważyć pewien paradoks, czy też dysonans poznawczy. Ci, którzy znają go jedynie pobieżnie lub od niedawna, opierają swoje zdanie o nim na stereotypach i cytatów wyrwanych z kontekstu. W rzeczywistości Probierz nie jest trenerem ograniczonym do naszych granic, ślepo podążającym za zasadą, że wszystko co przybywa do polskiej piłki z zagranicy jest złe i szkodliwe. Nic bardziej mylnego! Probierz docenia europejską kulturę szkoleniową i czerpie z niej jak najwięcej. Zawsze stara się rozumieć jej istotę oraz dostosowywać do warunków panujących w Polsce. Co więcej, irytuje go służalcze podejście do zagranicznych trenerów, którzy są przyjmowani w Polsce jak mesjasze tylko dlatego, że mówią obcym językiem, a jeżeli nie potrafią nauczyć się polskiego, podziw dla nich bywa jeszcze większy.