We wtorek, 14 lutego, na terenie kopalni w Kośminie doszło do tragedii. Na skutek, najprawdopodobniej, awarii technicznej, wozidło stoczyło się ze wzniesienia, a następnie spadło do wyrobiska. Na sam koniec pojazd zapalił się. W wypadku ucierpiał operator maszyny. który próbując się ratować wyskoczył z niej. Niestety spadający pojazd zmiażdżył mu nogę. Dzisiaj z wrocławskiego szpitala nadeszły smutne wieści. 61-letni kierowca wozidła nie przeżył wypadku. Całe zajście obecnie badają funkcjonariusze oraz prokuratura. Ich głównym celem jest ustalenie dokładnych przyczyn wypadku.

Okoliczności wypadku

Zawiadomienie o wypadku wpłynęło 14 lutego około godziny 16. Na miejsce zdarzenia wysłano funkcjonariuszy straży pożarnej. Gdy dotarli na miejsce znaleźli rannego mężczyznę, wymagającego natychmiastowej pomocy. Konieczna była także sprawna akcja gaśnicza, płonącego pojazdu, który spadł do wyrobiska. Strażacy udzielili poszkodowanemu mężczyźnie niezbędnej pomocy. Operator maszyny był przez cały czas przytomny. Przed zabraniem go do szpitala zdążył opowiedzieć jak doszło do wypadku. W trakcie pracy 61-latek zorientował się, że przestały działać hamulce. Następnie pojazd zaczął się staczać, a mężczyzna próbował go zatrzymać. Niestety okazało się to niemożliwe, właśnie wtedy podjął decyzję o wyskoczeniu z maszyny. Niestety mężczyzna upadł tak niefortunnie, że osuwająca się maszyna przejechała mu po nodze, miażdżąc ją. Poszkodowanego przewieziono śmigłowcem Lotniczego Pogotowia Ratunkowego do szpitala we Wrocławiu. Niestety, w piątek rano pojawiła się informacja, że mężczyzna zmarł. Nie podano jeszcze bezpośredniej przyczyny zgonu. W przyszłym tygodniu ma odbyć się sekcja zwłok.  Wtedy poznamy z pewnością więcej szczegółów.

Skomplikowana akcja gaśnicza

Strażacy, którzy nie pomagali rannemu, zajęli się akcją gaśniczą. Ta natomiast nie należała do najłatwiejszych. Zgodnie z informacjami przekazanymi przez funkcjonariuszy działających na miejscu wypadku, do gaszenia użyto dwóch strumieni piany ciężkiej. W trakcie akcji gaśniczej doszło do wybuchu aż dwóch opon w płonącym pojeździe. Ta sytuacja w dużym stopniu skomplikowała akcję gaśniczą, ponieważ stanowiła bezpośrednie zagrożenie dla strażaków. Istniały również obawy, że inne opony także mogą wybuchnąć. Dodatkowo kopalnia to miejsce, w którym tego typu akcje są niezwykle trudne, z powodu ukształtowania terenu i trudnego dostępu do niektórych miejsc. Na szczęście płonący pojazd udało się ugasić. W tej sprawie, prokuratura wszczęła śledztwo. Jak udało nam się ustalić, jest ono prowadzone w kierunku wypadku przy pracy.