Papież Franciszek od początku wojny na Ukrainie zachowywał się dość dziwnie. Jego wypowiedzi wzbudzały wiele emocji – najczęściej tych negatywnych – nawet wśród najbardziej zagorzałych katolików. Na Ojca Świętego spadła fala krytyki, czemu nie należy się dziwić po dogłębnej analizie oficjalnego stanowiska reprezentanta Chrystusa na Ziemi i następcy św. Piotra. Tłumaczenia dyplomacją watykańską wyglądały mizernie. Ale ostatnio papież przemówił ponownie. Tym razem w zupełnie innym tonie. Czy to oznacza, że jego stosunek do wojny się zmienił?
Nazwał wojnę „szaleństwem”
Aby mieć przed oczami cały kontekst sytuacji, trzeba się cofnąć do poprzednich wypowiedzi Franciszka. Otóż pierwszą reakcją papieża był komunikat, że wszyscy jesteśmy winni wojnie na Ukrainie. Jakiś czas potem, kiedy w zamachu zginęła córka znanego propagandysty Władimira Putnia, Franciszek skomentował to tak, że zginęła niewinna ofiara wojny. O „szczekaniu NATO pod bramą Rosji” chyba nawet nie warto wspominać.
Teraz papież określił wojnę na Ukrainie jako „szaleństwo”. Czy zatem można liczyć na to, że Franciszek ma na myśli szaleństwo ze strony Rosji. Niestety dla optymistów – papież po raz kolejny nie określił jednoznacznie, kto jest agresorem, a kto ofiarą. Dla niego wojna to po prostu „szaleństwo”. Nieważne kto w niej cierpi, a kto cierpienie zadaje – wszyscy są szaleni. Tak jak wszyscy wcześniej byli winni.
Powołał się na Jana Pawła II
Papież Franciszek w swojej wypowiedzi dla dziennika „Il Mattino” powołał się na słowa Jana Pawła II. Konkretnie chodzi o wypowiedź Papieża-Polaka z 2002 roku, kiedy to odnosił się do zamachu terrorystycznego na World Trade Center. Mowa była wówczas o połączeniu sprawiedliwości i przebaczenia.
Papieżowi coś się chyba pomyliło. Porównał bowiem atak terrorystyczny ze zdradziecką napaścią Rosji na słabszy kraj. Franciszek wyraźnie usiłuje pokazać, że nie ma antyamerykańskich uprzedzeń, ale jak widać rzeczywistość argentyńska zawsze będzie mu przysłaniała oczy na problemy europejskie.