Finałowe spotkanie Pucharu Polski obfitowało w walkę i ostrą grę do ostatniego gwizdka. Właśnie takie spotkania kibice piłki nożnej chcą oglądać. W meczu rozgrywanym na stadionie PGE Narodowym zmierzyły się ze sobą drużyny Legii Warszawa oraz Rakowa Częstochowa. Ostatecznie o wyniku finału rozstrzygnęły rzuty karne, w których lepsza okazała się Legia. W regulaminowym czasie gry oraz po dogrywce było 0:0. Nie oznacza to jednak, że samo spotkanie było nudne. Wręcz przeciwnie, działo się w nim bardzo dużo i to już od pierwszych minut.

Problemy od pierwszych minut

Przed meczem chyba nikt nie podejrzewał, że dzisiejsze spotkanie rozpocznie się aż tak niekorzystnie dla Legii. Już w 6. minucie doszło do sytuacji, która mocno skomplikowała zadanie Legionistów. Po niezwykle brutalnym faulu z boiska został wyrzucony obrońca Legii Yuri Ribeiro. Przy podjęciu decyzji sędziemu pomogła technologia VAR. Oczywiście utrata zawodnika praktycznie na samym początku spotkania oznaczała konieczność całkowitej zmiany planu na spotkanie. Legia starała się bronić. I trzeba przyznać, że dzięki świetnej postawie bramkarza była w tych staraniach niezwykle skuteczna. Raków miał przewagę, konstruował groźne akcje, jednakże nie umiał zakończyć ich trafieniem. Samo spotkanie obfitowała w ostrą, niekiedy wręcz brutalną grę i sporo nerwów. Żółte kartki obejrzeli tego dnia obaj trenerzy.

Skuteczniejsi w karnych

Ani regulaminowe 90 minut gry, ani dogrywka, w której swoje szanse miał Raków, nie przyniosły końcowego rozstrzygnięcia. Sędziemu nie pozostało nic innego jak zarządzić konkurs rzutów karnych. Mimo, iż obie drużyny były do rzutów karnych solidnie przygotowane, lepsza okazał się Legia Warszawa. Po raz kolejny bohaterem stołecznego zespołu został bramkarz. Kacper Tobiasz obronił strzał Wdowiaka, czym zapewnił Legii Puchar Polski. Okazało się, że mimo bardzo złego początku warszawiacy byli w stanie skutecznie bronić się i wykorzystać w zasadzie jedyną szansę jaką mieli na wygranie tego spotkania.