Począwszy od 24 lutego 2022 roku wielu z nas z zapartym tchem śledzi poczynania wojsk w wojnie rosyjsko-ukraińskiej. Rosyjska inwazja na Ukrainę wywołała falę strachu. Jednakże, jak się okazało siły Władimira Putina wcale nie są tak straszne, jak na początku to się wydawało. Kijów miał zostać zdobyty w tydzień. To się nie udało. Ale Rosjanie nie odpuszczają i cały czas nacierają na stolicę Ukrainy. Tym razem ataki na obiekty cywilne zostały przeprowadzone za pomocą bezzałogowych dronów.

Paradoks armii rosyjskiej

Patrząc na armię rosyjską nie sposób uniknąć wrażenia, że obserwujemy coś, co na pewno ma oblicze paradoksu. Z jednej strony mamy nieprzeszkolonych żołnierzy, braki zaopatrzenia żywności, pojazdy i sprzęt opancerzony, który psuje się na każdym kroku, a także dowódców, którzy nie biorą udziału w walkach i przeciwko którym często buntują się podwładni. Z drugiej strony mamy broń niekonwencjonalną, jądrową oraz nowoczesne technologie. Właśnie teraz Putin zdecydował się na użycie tzw. dronów-kamikadze.

Kijów broni się przed dronami

Od kilku dni stolica Ukrainy atakowana jest dronami, które wybuchają po uderzeniu w cel. Stąd ich nazwa: drony-kamikadze. 17 października doszło do kilku poważniejszych eksplozji w Kijowie. Mieszkańcy pozostali w schronach. Rzeczone drony to produkcja irańska, a model to Shahed-136. Drony te mogą transportować ładunki wybuchowe na odległość nawet 2500 kilometrów. Ukraińskie władze, potwierdziły, że jeden z dronów uderzył w budynek mieszkalny, po czym eksplodował.

Anton Heraszczenko, który jest doradcą ministra spraw wewnętrznych Ukrainy przekazał, że jeszcze tego samego dnia doszło do zdarzenia na jednym z mostów. Otóż z kilku samochodów wyszli uzbrojeni w karabiny maszynowe ukraińscy policjanci, po czym otworzyli ogień do przelatującego opodal drona. Maszyna miała spaść, a następnie eksplodować. Nie wiadomo, czy dron został zestrzelony czy też eksplodował już po uderzeniu w cel.